środa, 17 września 2014

Viva Chavez! Czyli kolorowa Wenezuela! część 1

Ameryka Południowa to moje marzenie, to nasze marzenie... Chcielibyśmy w swoim życiu zobaczyć jak najwięcej krajów na tym kontynencie.
Gdy u nas leżał śnieg, a temperatura spadała poniżej zera (czego nie znoszę, nie cierpię, wręcz nienawidzę), postanowiliśmy uciec tam gdzie jest ciepło... gorąco... a więc Wenezuela! Tak! To właśnie planowaliśmy! I w końcu jest możliwość realizacji tego marzenia. I polecieliśmy.



Wenezuela  przywitała nas upalnym słońcem i cudownym ciepłym wiatrem. Już mi dobrze zrobiło się na serduchu. Język hiszpański słychać dookoła. Jest mi jeszcze lepiej. Wszędzie gdzie to możliwe muzyka. Myślę sobie "czego więcej jeszcze potrzeba?" 

Teraz parę faktów i ciekawostek na temat tego cudownego kraju według mnie i mojego P. 

W Wenezueli kompletnie możecie zapomnieć o porozumiewaniu się w języku angielskim. Tylko i wyłącznie język hiszpański! W języku angielskim możecie jedynie dogadać się w hotelach oraz z niektórymi osoby oferującymi wymianę kasy na plaży na Margaricie.



Ustrój w Wenezueli  nazywany jest socjalizmem XXI wieku. Jest to jedno z państw gdzie władza jest w rękach jednego człowieka. Do 5 marca 2013r. władzę posiadał Hugo Chavez. Z jednej strony uwielbiany, z drugiej zaś znienawidzony przez swój naród. 
Jak wygląda ten socjalizm XXI wieku? Otóż...W dużych miastach są ogromne centra handlowe tak jak w Polsce i tak samo jak u nas, są tam kina, restauracje i sklepy zagranicznych marek jak Zara, Nike, Adidas czy Samsung. Problemem jest jednak... mała ilość towarów i momentami puste półki... oraz kolejki po sprzęt RTV. 


Tutaj kolejka do Samsunga. 
Prąd mają wszyscy w swoich domach. Latarnie palą się nawet w ciągu dnia, bo mają po prostu nadwyżki energii, które należy zużyć. 
W Wenezueli jest deficyt mleka, ponieważ nie ma mlecznych krów. Dzieci często są karmione sztucznym mlekiem. Dlatego zapomnieć można o wypiciu kawy z mlekiem. 
Jedzenie ogólnie jest dofinansowywane przez rząd - 15 najbardziej podstawowych produktów, których ceny są bardzo niskie, np. niebieskie mydło, mleko w proszku, mąka kukurydziana itp. Najbiedniejsi dostają paczki żywnościowe. Generalnie żywność jest na kartki - obecnie można kupić maksymalnie np. 4 paczki mąki kukurydzianej na miesiąc. Gdy żył Chavez sam mówił, że to on stworzył ten cudowny socjalizm XXI wieku, gdzie wszyscy mają zagwarantowane podstawowe dobra - tanie jedzenie, darmowe szpitale czy bezpłatna podstawowa edukacja... Problem w tym, że poziom szkolnictwa czy opieki zdrowotnej pozostawiają wiele do życzenia... Szpitali i przychodni  nie jest wcale tak dużo, dlatego też mało chorych do nich w ogóle dociera i zawsze w nich brakuje podstawowych rzeczy jak strzykawki, igły, gazy czy też nawet leków np. insuliny. Dlatego wiele osób leczy się naturalnymi metodami. Osoby których na to stać to wykupują sobie dodatkowe ubezpieczenia, aby móc się leczyć w prywatnych klinikach. Jeśli chodzi o edukację to brakuje nauczycieli. Dzieci bardzo często muszą przejść codziennie kilka kilometrów do szkoły. Często też do tej szkoły nie docierają, bo bardziej potrzebują ich rodzice. Poziom podstawowej edukacji nie jest najwyższy. Dlatego znów lepiej jest zapisać dziecko do szkoły prywatnej, ale nie wszystkich na to stać...
Jak żył Chavez to najbiedniejsi dostawali za darmo koszulki, bluzy czy czapki... oczywiście z napisem "popieram Chaveza". Biedni dostawali i dostają za darmo swoje cztery kąty. Pięknie prawda? Tyle, że takie całe osiedla domków są zazwyczaj wybudowane na kompletnym pustkowiu, bez sklepów, bez szkoły, z dala od miast. Tak mniej więcej wygląda socjalizm Chaveza. 




Po jego śmierci władzę przejął Maduro... Jego rządy jeszcze bardziej nie podobają się Wenezuelczykom. Nie jest on tak charyzmatyczny jak jego poprzednik. Nie umie tak jak Hugo pociągnąć za sobą tłumów. Dlatego od 12 lutego 2014roku Wenezuelczycy próbują obalić rządy Maduro. Póki co... niestety bezskutecznie. Maduro nie radzi sobie z korupcją i z tym, że w kraju robi się coraz bardziej niebezpiecznie. Manifestują przede wszystkim młodzi ludzie, studenci. Chcą aby można było wyjść bez strachu wieczorem z domu, aby był dostęp do produktówm, których nie ma albo których brakuje, aby był lepszy dostęp i poziom edukacji. Po prostu chcą demokracji. 

Będac tam akurat pod koniec lutego mieliśmy okazję zobaczyć wiele razy rozgoryczonych ludzi na ulicach. Będąc na Margaricie, pojechaliśmy do miasta Polamar taksówką. Nie braliśmy żadnych kosztowności ze względu na dużą przestępczość, ale zakupy spożywcze zrobiliśmy i chcieliśmy już wracać. Siedząc znów w taksi, po chwili zatrzymaliśmy się w korku gigancie... jak się okazało trafiliśmy w sam środek demonstracji. Pan taksówkarz okazał się przeciwnikiem manifestacji i tłumaczył jak to tylko głupi studenci wszystko psują i wprowadzają bałagan. Wysłuchaliśmy. Jedna dziewczyna roznosiła ulotki. Zapytałam Pana taksówkarza czy mogę jedną wziąć. Pozwolił. Poprosił ją na chwilę, Przeczytał, zaśmiał się pod nosem i nam ją oddał. Ludzie krzyczeli. Mnóstwo transparentów z napisami "No violence" (bez przemocy) czy też "Libre Venezuela" (wolna Wenezuela). W ogóle w całej Wenezueli można było często zobaczyć napisy na szybach aut. 

No Muerte - bez śmierci 
Nagle wyszło wojsko... z giwerami w dłoniach. Wtedy się przestraszyliśmy. Taksówkarzowi popłynęła strużka potu na skroni. Mówił sobie coś pod nosem. My nosami przyklejonymi do szyb, bacznie obserwowaliśmy co się dzieje. Ludzie na widok wojska jeszcze bardziej się ożywili. Zaczęli głośno krzyczeć, rzucać czym popadnie w wojskowych i pokazywać środkowe palce. W końcu po chwili przepuścili kilka aut. W tym naszą taksówkę. Odetchnęliśmy z ulgą. Po przejechaniu kilkuset metrów, zauważyliśmy kolejne gotowe wojsko. Nie wyglądało to dobrze... bezpiecznie dotarliśmy do naszej miejscowości.


"Ty i ja... jesteśmy równi sobie.
Kupujemy te same produkty w tych samych supermarketach.
Lubimy te same centra handlowe, plaże, parki...
Chcemy jak najlepiej dla naszych rodzin i przyjaciół...
Jesteśmy Wenezuelczykami, wszyscy działamy aby nasz kraj był dobry dla wszystkich. 
Nie chcemy milczeć. Mamy prawo protestować."

Paz - pokój

Średnia pensja Wenezulczyka waha się w granicach 40$... Ciężko jest przeżyć za taką sumę dlatego Wenezuelczycy dość dużo pracują. Często mają 2 lub nawet 3 prace, aby przeżyć spokojnie od 1go do 1go. Wiele żywności jest na kartki. Mimo tego, że dużo pracują najistotniejsze dla nich to jedzenie i wypoczynek. A jak wypoczynek to na plaży.
Waluta wenezuelska to bolivary. Oficjalny przelicznik to 1$ = 11 bolivarów.... u cinkciarzy dochodziło nawet do 75 bolivarów za 1$, więc wiadomo gdzie wymieniać kasę. 

Duża przestępczość.
Pewnie słyszeliście, że prawie cała Ameryka Południowa to kraje niebezpieczne. Ziarno prawdy w tym jest i Wenezuela do tych krajów się zalicza, ale należy zachować zdrowy rozsądek. Z resztą widzicie, że wróciliśmy cali i zdrowi. Po prostu trzeba przestrzegać kilku zasad, których też przestrzegają miejscowi i będzie wszystko w porządku. Po pierwsze nie wychodzimy po zachodzie słońca. Wieczorami i nocą jest najbardziej niebezpiecznie. Osoby, które wracają z pracy wieczorem, jadą do domów swoim autem lub taksówką - nigdy autobusem. Dlaczego? Na autobusy najczęściej są napady z bronią w ręku. Normalne jest też to, że w blokach nie ma mieszkań na parterze. Mieszkania zaczynają się od 1 piętra. Zawsze i w każdym oknie są kraty, nawet jeśli jest to mieszkanie na 10 piętrze. Domki też są odgrodzone od ulicy ogrodzeniem z kratami. Każdy domek (piszę domek, bo domy Wenezuelczyków są z reguły nie za duże) posiada ganek na zewnątrz, który jest okratowany. Jest to całkiem fajny pomysł, bo często stoi tam telewizor, są fotele albo hamak, i zamiast grzać się w domu, można oglądać TV na zewnątrz przed domem, ale bezpiecznie, bo za kratami. 



O Wenezueli można pisać dużo... dlatego podzieliłam wszystko na 2 posty, może 3 :) i wtedy co nieco jeszcze dodam :)
Zapraszam zainteresowanych!



Spełniajcie swoje marzenia! 

https://www.youtube.com/watch?v=Vo3gKUV8iSk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz