poniedziałek, 17 listopada 2014

Viva Chavez - część II

Będąc w Wenezueli pod koniec lutego trafiliśmy na czas karnawału. Jako obserwatorzy uczestniczyliśmy w ulicznej karnawałowej zabawie. Ludzie poprzebierani w kolorowe, wymyślne stroje. Dzieciaki, kobiety, mężczyźni, transwestyci. Głośna muzyka, rzucanie cukierkami, tańce i hulańce. Cała ta promenada trwała dobrze ponad godzinę. Świetne, rewelacyjne przeżycie. To działo się na ulicy. 




W hotelu, w którym byliśmy również wieczorem były atrakcje karnawałowe. Pokaz samby w wykonaniu 3 atrakcyjnych Wenezuelek.... Nagość jest tam czymś normalnym, dlatego nikogo nie dziwiły wenezuelskie dzieci (średnia wieku 5lat), które obserwowały bacznie poruszające się w rytm muzyki damskie pośladki do późnych godzin wieczornych. 





Oczywiście, tancerki miały poprawiony kształt pośladków, powiększone biusty... w końcu trzeba się jakoś prezentować. :)

Jeśli chodzi o muzykę... dla mnie, dla nas to było rewelacyjne ukojenie dla duszy i ciała. Muzyka latynoska jest nam bardzo bliska. Na każdym kroku można było usłyszeć salsę, bachatę, reggeaton itp. Dlatego ja tam się czułam jak ryba w wodzie - bo gorąco, bo popularne są duże pupy i do tego cudowna muzyka na każdym niemalże kroku.

Wenezuela leży na złożach ropy. Paliwo jest śmiesznie tanie. Litr paliwa kosztuje zaledwie kilka groszy. Nic tylko jeździć ile się da. Za ok. 6groszy można zatankować cały bak samochodu osobowego. Natomiast na pełen bak autobusu czy ciężarówki trzeba przeznaczyć ok. 2zł. Ceny na stacjach są często podawane od razu za 10litrów. 



Problemem więc nie jest ropa lecz samochody, które są bardzo drogie. Nowe auta potrafią być o ok.40% droższe niż w USA. Przy średnich zarobkach Wenezuelczyków są to ogromne kwoty, najczęściej nie do przeskoczenia. Dlatego też bardzo dużo można zobaczyć na ulicach bardzo stare samochody, niektóre w lepszej kondycji, a niektóre w gorszej. Za potłuczoną szybę z przodu nie dostanie się mandatu - spokojnie. 



Mimo to przemieszczanie samochodami jest bardzo popularne. Ludzie, którzy nie mają własnych czterech kółek, jeżdżą na przyczepach samochodów, gdzie są np. ustawione 2 ławki i za 2 bolivary - czyli ok. 2 groszy, można się wybrać do miasta.
Trakcji kolejowych w ogóle nie ma. 




W miastach natomiast lepiej wziąć taksówkę niż wsiąść do autobusu. Na autobusy najczęściej są napady z bronią w ręku, dlatego ludzie się boją i wolą dojechać do domu w bezpieczniejszy sposób. W Wenezueli jest dość duża przestępczość, ale jeśli nikt nie chodzi wystrojony w złoto jak choinka, no to nic mu nie grozi.
Jeśli chodzi o elektryczność to też jest ciekawie ponieważ mają nadwyżkę energii i muszą ją zużyć, dlatego latarnie w miastach świecą się cały dzień... A prąd w domu mają wszyscy.



W Wenezueli jest deficyt mleka, ponieważ nie ma tam krów mlecznych. Dzieci często piją mleko w proszku i do czekolady mlecznej też jest dodawane mleko proszku. Dlatego o kawie z mlekiem można zapomnieć - chyba, że jest się na wypoczynku w drogim hotelu. 




My wylatywaliśmy z Wenezueli w rocznicę śmierci Hugo Chaveza. 3 dni przed wylotem poinformowano nas, że od jutra będzie całkowita prohibicja. Tam tak jest, że gdy jest jakieś święto to wszystkie monopolowe sklepy są nieczynne już na 2 dni przed danym świętem. Jak wiadomo, święto to dzień wolny, dlatego drastycznie wzrastała sprzedaż alkoholu i naród świętował owszem, ale w inny sposób... Władzy to się nie podobało i wprowadzono zakaz sprzedaży i spożywania alkoholu na ulicach już na 2 dni przed świętem państwowym. Dlatego sprzedaż alkoholu obecnie wzrasta na 3dni przed danym świętem...


Zapowiedź dokumentu "Un ano sin Chavez" - Rok bez Chaveza - Miercoles - środa

Mentalność Wenezuelczyków jest taka, że nie lodówki w domu nie musi być, ale super wypasiony telefon komórkowy - zawsze. Trzeba w końcu na coś łapać laski. Skoro na super furę nie można to extra komóra wystarczy. 

Będąc przejazdem w jakimś miasteczku, natknęliśmy się na orszak pogrzebowy. Oczywiście musieliśmy się zapytać i upewnić, że to co widzimy to pogrzeb. Wyglądało to mniej więcej tak: Na początku jechał pick up, na którym były umieszczone ogromne kolumny i była na maxa rozkręcona muzyka, potem samochód z trumną i za nią ludzie. Nie byli poubierani na czarno, wręcz przeciwnie - wszyscy mieli codziennie, kolorowe ciuchy. 

Gdy już wracaliśmy do Polski na lotnisku spotkały nas 2 kontrole. Pierwsza kontrola dotyczyła bagażu głównego. Obowiązkowe otwieranie walizek. Celnicy grzebią, sprawdzają, macają, wąchają - ogólnie ujmując - robią nam mega bałagan w walizce. Potem  już bilety i czekanie w hali odlotów. Przed wejściem do samolotu kolejna kontrola - tym razem bagaż podręczny jest przeszukiwany. Później kolejna kontrola - czy nic nie mamy przy sobie. Potem dopiero do samolotu. Po co to wszystko? Oficjalna wersja to oczywiście szukanie narkotyków. Nieoficjalnie mówi się, że to to tylko teatr, który musi być odegrany, bo i tak przemyt narkotyków odbywa się drogą morską... 
A Wenezuela w tym przemycie przoduje. 



Wenezuela to kraj, który był naszym marzeniem. Nie żałujemy, że właśnie on stał się naszym wyborem. Kraj ten jest pełen kolorów, kontrastów i potrafi w sobie rozkochać. Dlatego polecam go zobaczyć na własne oczy! 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz