Nie lubię typowych samoopalaczy, bo trzeba z nimi naprawdę uważać i mieć wprawę w ich aplikowanie, a ja nie mam na to czasu.
Nie za bardzo również jestem zwolennikiem opalania na solarium, chociaż przed samym latem, na początku czerwca, zawsze pójdę kilka razy, ale nie ma w tym zbytniej przesady. Korzystanie z kąpieli słonecznych również ograniczam do minimum, a jeśli już jestem nad naszym polskim morzem i świeci akurat słońce albo wyjadę gdzieś zagranicę to zawsze mam ze sobą krem ochronny UVA i UVB.
Ale do sedna!
Ultra nawilżające brązujące masło do ciała Golden Oils Bielenda. Stosuję od kilku dni i faktycznie ładnie brązuje skórę. Nie pozostawia nieestetycznych smug, ma przyjemny zapach, ale tylko na początku. W raz z upływaniem czasu, nasza skóra zaczyna specyficznie pachnieć... No niestety, wszystkie brązujące produkty posiadają ten specyficzny zapach. Jeśli to komuś nie przeszkadza, to mogę te masło polecić, bo oprócz tego jest ono przyjemnej konsystencji, ma właściwości pielęgnacyjne i daje rzeczywiście efekt w postaci naturalnej opalenizny.
Poza tym, po analizie składu, nie ma w nim substancji alergicznych ani nie ma substancji szkodzących dzieciom.
A co sprawia, że kosmetyk brązujący, opalający tak pachnie?
Ten zapach powoduje organiczny związek chemiczny dihydroksyaceton (DHA). W składzie kosmetyków szukajcie nazwy dihydroxyacetone i wtedy macie pewność, że kosmetyk z tym związkiem chemicznym sprawi, że nasza skóra będzie "opalona" i będzie odczuwany ten specyficzny, a dla niektórych osób, nieprzyjemny zapach.
A jak to się dzieję, że nasza skóra ma inny odcień?
Jest to wynikiem reakcji chemicznej DHA z aminokwasami zawartymi w warstwie rogowej naskórka.
Ten produkt dostaniecie w Rossmanie.
Cena to ok.16zł.
